– Przepraszam a gdzie jest toaleta? On jednak nie odpowiada tylko chwyta mnie za ramie i wskazuje drzwi po naszej prawej stronie. Wchodzę pośpiesznie do toalety i odkręcam wodę, leci zimna więc ochlapuję nią twarz i patrzę w lustro. Przede mną stoi młody chłopiec z kruczo czarnymi włosami i brązowymi oczami wpatruje się we mnie uważnie. Co oni zrobili temu mężczyźnie? Dlaczego on się do mnie nie odzywa? Może po prostu uważa mie za gorszego od siebie. Kiedy otrząsam się z resztek rozważań odkręcam drugi kurek i myje ręce, woda jest przyjemnie ciepła i czysta, jakaś siła przyprowadza ją do kranu już ciepłą. Wtedy rozlega się pukanie do drzwi. Pośpiesznie zakręcam wodę i wycieram twarz i ręce po czym odkładam ręcznik i wychodzę.
– Chłopcze pośpiesz się – rozlega się głos za moimi plecami, ale teraz kiedy się odwracam widzę już człowieka i jego twarz. Jestem twoim mentorem i nazywam się Saymon, musisz się wyspać zanim jutro powiem ci co robić, żeby przetrwać na arenie. Kolacje masz w pokoju – mówi i otwiera drzwi, - pobudka juto o siódmej – kiedy wchodzę on zamyka za mną drzwi, a wtedy po pokoju tańczą obrazy.
Moja mama w szwalni, tato i Tred w kopalni i moja kochana Peny, moja mała siostrzyczka i drugi brat, potem znów mama, ale tym razem w szwalni jest biało jakby w środku była mgła, kiedy spowija mamę na krześle, ta wydaje z siebie przeraźliwy krzyk i znika. Biegnę do ściany i chcę złapać krzesło, ale wtedy obraz znika. Co to miało oznaczać – zadaje sam sobie pytanie. Kiedy siadam na kraju łóżka na ścianie po prawej stronie widzę tatę i Tred’a, w kopalni kopią kilofami i wtedy tato wyciąga z węgla mały błyszczący kamień, pokazuje go Tred’owi i chowa do kieszeni, a wtedy z góry sypie się pył i spada pierwsza kłoda, a potem następne i kolejne. Oni w popłochu odrzucają kilofy i biegną do światła, już wiem co się potem stanie i teraz zrywam się z łóżka i biegnę do ściany, ale kiedy jestem już tylko kilka kroków od nich zawala się reszta belek i już nic nie mogę zrobić. Obraz znika, a serce bije mi jak oszalałe, opieram się ścianę i ciężko dyszę, w pewnej chwili uświadamiam sobie kto będzie następny. – Nie – krzyczę i prostuje się gwałtownie. Peny, Blane – wołam i rozglądam się po pokoju, ale nigdzie nie widzę obrazu Peny i Blane’a. Może wcale nie było tych obrazów -myślę i kładę się na łóżku- nie było niczego i nikogo, żadnej śmierci. Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, kiedy jestem pogrążony w rozmyślaniach słyszę głos. – Eric mam coś dla ciebie. Peny – zawołałem cicho i podniosłem się na łokciach rozglądając po pokoju.
– Peny to jest śliczne. – Skąd to masz – usłyszałem siebie, to było w dzień dożynek. – Tato to wykopał w kopalni, ale nie mów nikomu. Weź to ze sobą i pamiętaj o mnie – pamiętam te słowa jak dziś, żegnała się ze mną i dała mi kryształ, który wykopał tato w kopalni. – Ja miałbym o tobie zapomnieć siostrzyczko – leżałem na łóżku i wsłuchiwałem sie w naszą rozmowę, potem z kieszeni spodni wyciągnąłem kryształ i obracałem go w palcach, kiedy znalazłem obraz z Peny, był na suficie kiedy się podniosłem czas pożegnań się nam skończył ciągli mnie do drzwi, a ja błagałem jeszcze o chwilkę, chciałem się do niej przytulić kiedy się tak szarpałem oni złapali Peny i Blane’a i przyłożyli im strzelby do głowy, Blane rozumiał o co chodzi i chciała wyjść razem z Peny, ale ona wyrywała się do mnie, nie rozumiała o co chodzi. Wtedy jeden ze strażników uderzył ja pięścią w twarz, a ja wpadłem w panikę wyskoczyłem do góry na łóżku i próbowałem złapać Peny. Nie mogłem jednak dosięgnąć do sufitu, ale cały czas skakałem do góry.
Zbudziłem się z krzykiem, zlany potem, z kołaczącym sercem, które o mało co nie wyskoczyło mi z piersi i łupiącym bólem w głowie. Wstałem z trudem z łóżka, poszedłem do szafki, wyciągnąłem z niej kryształek i przycisnąłem sobie do ust. Potem osunąłem się na ziemię i ostatnim co pamiętam to zaświecone światło i kogoś, kto wszedł do pokoju, potem film mi się urwał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz